Dzisiejszy post będzie troszkę inny i na swój sposób wyjątkowy. Chciałabym Wam, Drodzy Czytelnicy, zwrócić uwagę na kilka istotnych faktów przy wyborze czy kupnie danego preparatu w aptece. Rynek farmaceutyczny coraz bardziej się rozwija, preparaty się mnożą, konkurencja jest spora i stale rośnie, no więc... czymś trzeba zachęcić potencjalnego klienta. Producenci suplementów diety, a nawet leków chwytają się więc różnych sposobów i niestety bardzo często wprowadzają pacjenta w błąd. W związku z tym chciałabym Was zachęcić do uważnego czytania ulotek lub informacji na opakowaniach leków i suplementów, bądź też dokładnego wypytywania o dany preparat w aptece. Farmaceuta na pewno udzieli Wam rzetelnej informacji.
Ale do rzeczy...
Ale do rzeczy...
Wiadomo, że bardzo często przy wyborze danego suplementu kierujemy się dawką substancji, np. jeśli szukamy jakiegoś dobrego preparatu wzmacniającego wzrok z luteiną, to patrzymy na jej dawkę i generalnie przyjmujemy zasadę, że im większa dawka luteiny w jednej tabletce, tym lepiej. Słusznie, tylko.... czasami można się nieźle pomylić. Firma Donum Naturea ma na przykład w swojej ofercie suplement o znamiennej nazwie "Luteina Max". Już sama nazwa i dodatek "MAX" sugeruje przeciętnemu klientowi, że preparat jest świetny, bo dawka luteiny maksymalna. Ale to nie wszystko. Na pięknym opakowaniu dużą czcionką widnieje rzucający się w oczy napis "50mg", więc tym bardziej preparat wydaje się być bardzo dobry, bo przecież aż tak duża dawka luteiny nie występuje w innych suplementach. Ale dobrze powiedziane - "wydaje się", bo z przodu przed owym 50mg dużo mniejszą czcionką, nie rzucającą się w oczy, dopisano: "20% roztwór olejowy luteiny"...
Mało kto to zauważa, a jest to informacja bardzo istotna, bo okazuje się, że dawka luteiny w preparacie to w takim razie tylko 10mg, czyli zupełnie przeciętna. Obecnie mamy bowiem na rynku suplementy z dawką luteiny nawet dwukrotnie większą np. "Maxivision total". Takich przykładów można by mnożyć, ale pokazują one jedno - jak producenci celowo wprowadzają w błąd pacjentów, aby zachęcić ich do zakupu, a co za tym idzie zarobić...
Mało kto to zauważa, a jest to informacja bardzo istotna, bo okazuje się, że dawka luteiny w preparacie to w takim razie tylko 10mg, czyli zupełnie przeciętna. Obecnie mamy bowiem na rynku suplementy z dawką luteiny nawet dwukrotnie większą np. "Maxivision total". Takich przykładów można by mnożyć, ale pokazują one jedno - jak producenci celowo wprowadzają w błąd pacjentów, aby zachęcić ich do zakupu, a co za tym idzie zarobić...
Takie praktyki "nie fair" dotyczą także dużych firm, jak np. USP Zdrowie. Bardzo denerwuje mnie np. preparat "Hipertonic spray". Co się rzuca przeciętnemu klientowi w oczy na opakowaniu tego specyfiku? Ano duży napis "IBUPROM ZATOKI spray" Zdecydowanie mniejszą czcionką dopisano z przodu "rekomendowany przez producenta" oraz "hipertonic"... Ale o to właśnie producentowi chodziło. Pacjent kojarzy preparat z powszechnie znanym "Ibupromem zatoki", tylko co on ma wspólnego z ibupromem? Dokładnie nic, bo to po prostu hipertoniczny roztwór wody morskiej. Preparat, jakich mamy pełno na rynku i to często w o wiele korzystniejszej cenie. Pamiętam jednak do dziś jakie zamieszanie ów specyfik wywołał w branży farmaceutycznej, gdy tylko się pojawił. Większość pacjentów było bowiem głęboko przeświadczonych, że to innowacyjny preparat zawierający ibuprofen w spray'u do nosa, który w mig rozwiąże ich problemy z zatokami, bo to sugerowane jest na opakowaniu... I jakież było ich zdziwienie i rozczarowanie, jak się okazało, że to tylko zwykła woda morska... To kolejny przykład manewrowania klientem, czego bardzo nie lubię, zwłaszcza w dziedzinie farmacji, kiedy chodzi przecież o ludzkie zdrowie.
Kolejny przykład, to chociażby "Opokan" Aflofarmu. Już kilka lat temu firma wprowadziła pierwszy na rynku lek z meloxicamem dostępny bez recepty pod nazwą "Opokan". Lek dość szybko zdobył sobie uznanie pacjentów, dzięki intensywnej wtedy kampanii reklamowej w prasie i TV. Jakiś czas później Aflofarm wypuścił na rynek "Opokan Actigel" żel i... tak jak większość pacjentów, ja również byłam przekonana, że skoro nazwa ta sama, to w składzie także jest meloxicam. Byłby to wtedy preparat innowacyjny :) jakich nie ma na rynku Ale co się okazało? Że w składzie nie ma meloxicamu, tylko inny lek z grupy niesteroidowych leków przeciwzapalnych - naproxen, czyli nic nowego i wartego uwagi. Żeli z naproxenem mamy bowiem na rynku farmaceutycznym całkiem sporo :) Firma najzwyczajniej w świecie wykorzystała znany wcześniej preparat ze swojego portfolio do wypromowania kolejnego, świadomie wprowadzając konsumenta w błąd.
Ale to nie wszystko. W ostatnich latach zapanowała moda na eko i na wszystko co naturalne, co producenci preparatów z branży farmaceutycznej także skrupulatnie wykorzystują. Mamy na rynku np. aerozol do nosa o nazwie "Vicks Sinex aloes i eukaliptus". Właściwie sama nazwa brzmi fajnie, połączenie aloesu i eukaliptusa sugeruje, że to preparat naturalny, a... jak jest naprawdę? Główny składnik to chlorowodorek oxymetazoliny, czyli lek obkurczający śluzówkę nosa, a poza tym mamy w składzie suchy wyciąg z aloesu, oraz całą masę substancji dodatkowych. A gdzie eukaliptus? Nie ma go w ogóle w składzie, więc zupełnie nie rozumiem koncepcji nazwy, która sugeruje co innego. Zwłaszcza, że w większości krajów europejskich nie ma w nazwie tego specyfiku eukaliptusa, ale Polska jest wyjątkowa ;) aż za nadto. Może mają nas za idiotów?
Nie będę tutaj przytaczała więcej przykładów, ale chciałabym Wam zwrócić uwagę, aby przed zakupem jakiegoś preparatu wypytać o niego farmaceutę. Wiem, wiem.. Czasami jest np. kolejka przed okienkiem i nie na wszystko jest czas... więc jeśli go nie będzie, to polecam przynajmniej bardzo uważnie przestudiować ulotkę. A nóż widelec się okaże, że to nasze cudo aż tak cudowne wcale nie jest ;)
Warto również przeczytać: